Nie mogłam się oprzeć. Od kilku dni myśl, że nie będzie już takiej promocji na kosmetyki nie dawała mi spokoju. W ostatni dzień akcji mój pobliski Rossmann nawiedziły dzikie tłumy. W tym ja. Udało mi się złapać jeszcze kilka rzeczy, bez których, jak sądzę nie mogłabym żyć ;)
Oto moje łupy:
bourjois twist up the volume - bardzo dawno nie miałam żadnej maskary z bourjois. Na tą skusiłam się za sprawą mamy (thx mum :*) Plastikowa szczotka zmienia się przy zmianie położenia pokrętła na rączce maskary. Może być długa, z rzadko rozstawionymi kolcami - wtedy ma za zadanie wydłużać. W drugiej pozycji spirala się skręca, zagęszczając się, co ma dodawać rzęsom objętości.
maybelline master precise - liner w pisaku o ultra cieniutkiej końcówce. Kiedyś bałam się takich aplikatorów. Teraz uważam, że są genialne.
manhattan eyemazing cienie 95c - kolory bardzo "moje": chłodne, przydymione brązy. Pierwszy raz mam do czynienia z manhattanem. Potestuję i dam znać.
maybelline color sensational - nudziakowy błyszczyk. Bez drobinek. Niby zwyczajny, a jednak najczęściej się po niego sięga.
miss sporty just clear mascara - utrwalacz do brwi (uwaga! produkt sentymentalny. Będą nastolatką mój makijaż obejmował trzy produkty: ten tusz do rzęs i brwi, sypki puder transparentny yardley, pomadka avon tinted lip care - red).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz